"Karnak" zaprasza na pokład...chyba
Po bardzo dłuuuuuuugiej przerwie wracamy z nowym postem. Tym razem opowiemy o...zbrodni. W lutym w kinach miała swoją premierę (po ponad dwóch latach czekania) kolejna adaptacja powieści Agathy Christie "Śmierć na Nilu". W roli legendarnego detektywa Herculesa Poirot po raz drugi wystąpił brytyjski aktor Kenneth Branagh. I jak wyszło? Hm, hm..., eeeeeee
Zanim jednak trochę poznęcamy się nad filmem :), warto przypomnieć sobie treść książki. Pięknym statkiem, pływającym po Nilu (dla niewtajemniczonych akcja dzieje się w Egipcie) płynie brytyjska i amerykańska śmietanka towarzyska. Atmosfera na statku jest napięta, bowiem na pokładzie znajduje się młode małżeństwo i poprzednia narzeczona szczęśliwego żonkosia. Jacqueline prześladuje byłą przyjaciółkę i ukochanego z zemsty za porzucenie i złamane serce. W swoim szaleństwie jest gotowa poświęcić własne życie i szczęście. Linnet - obiekt jej nienawiści, jest na skraju wyczerpania i za wszelką cenę pragnie odzyskać spokój ducha. Na statku bogata dziedziczka nie ma lekko- wśród pasażerów nie ma bowiem osoby (oprócz męża), która by ją lubiła. Przebywający na urlopie Hercules Poirot czuje, że musi dojść do tragedii. I rzeczywiście! W środku nocy na statku padnie strzał z rewolweru, a jedna z kobiet zostanie zamordowana. Teraz zostanie już tylko odkrycie, kto jest mordercą i jaki miał motyw. A podejrzany jest każdy pasażer. Wkrótce giną kolejne osoby, a mordercza zagadka staje się coraz bardziej zagmatwana.
Tyle o treści książki. Więcej nie mogę zdradzić, żeby nie psuć radości okrycia tożsamości mordercy. :) Nawet nie proście! Agatha Christie- podobnie, jak przypadku "Morderstwa w Orient Expressie", umieściła akcję książki w zamkniętej przestrzeni. Podejrzany jest więc każdy, kto przebywa na statku. A dzięki sprytnej sieci połączeń i zależności, prawie wszyscy bohaterowie mają motyw. Powieść jest świetnie napisana i wciąga od pierwszej strony. Według mnie jednak- rozwiązanie nie jest tak zaskakujące, jak w "Morderstwie w Orient Expressie". W zasadzie od początku można domyślić się kim jest zabójca. Pozostaje tylko odgadnąć, jak popełniono zbrodnię. Nie zmienia to jednak faktu, że Agatha Christie bez problemu potrafi "przykuć" czytelnika do książki. A jak jest z filmem?
Według mnie to nie mogło się udać. Co poszło nie tak? Przede wszystkim przy pisaniu scenariusza na podstawie tak znanej książki, jest taki moment, kiedy należy przestać zmieniać fabułę. Naprawdę! Agatha Christie napisała kilka naprawdę świetnych postaci- m.in. Salome Otterbourne. W książce jest ona autorką niegrzecznych książek dla kobiet z "malutkim" problemem z napojami dla dorosłych. Cięty język i komiczne sytuacje tylko dopełniają Salome. W filmie mamy piosenkarkę jazzową i kobietę niezależną. Bohaterka ciekawa, ale... Zmiany w fabule to dopiero wierzchołek góry lodowej. Część bohaterów wycięto lub zamieniono na zupełnie nowe postacie. Większości z nich (na czele z głównymi bohaterami) nie da się nawet polubić i w zasadzie życzymy im śmierci. :) Sama zagadka kryminalna też jest w zasadzie łatwa do odgadnięcia. Liczba okruszków prowadząca do mordercy jest zbyt duża.
I tym sposobem dochodzimy do postaci Herculesa Poirot. Kenneth Branagh jest wybitnym aktorem i pewnie nawet nogę od stołu zagrałby fanatycznie. Ale mały belgijski i bardzo zarozumiały detektyw, to nie element wyposażenia domu. Retrospekcja z przeszłości detektywa też była zbędna i nie miała nic wspólnego z biografią, która dla swojego bohatera wymyśliła sama Agatha Christie. I te wąsy! Dramat! :( Odtwórca roli Poirot jest tylko jeden i jest David Suchet.
A co się udało? Film na pewno olśniewa scenografią i kostiumami. Widać, że poszła na to spora część filmowego budżetu. Wszystko jest dokładnie przemyślane- każdy najmniejszy szczegół. Współczesność pomieszana z przeszłością świetnie wpisuje się z potrzebami odbiorcy filmu. Muzyka dopełnia zaś całości. Nie przepadam za jazzem, ale w tym przypadku przyjemnie się słuchało. W filmie prawdziwie piękne krajobrazy Egiptu przeplatają się z tymi, które zostały wykreowane w komputerze. Różnica jest naprawdę niewielka.
Czy seans tego filmu był stratą czasu? Cóż- popcorn zawsze lepiej smakuje w kinie. :) W przypadku oceny książek i filmów, zawsze trzeba samemu się przekonać i wydać swoją opinie. Powyższa ocena jest tylko moja. Jestem pewna, że mnóstwo osób polubi ten film. Niezależnie od własnego zdania warto sięgnąć po poprzednie dwie ekranizacje "Śmierci na Nilu". Tak dla rozrywki i porównania.
Komentarze
Prześlij komentarz